ONKOLOGIA W OBLICZU EPIDEMII
Gdy wszystkie siły i środki w służbie zdrowia kierowane są na walkę z epidemią, onkologia musi zachować możliwość sprawnego działania, aby chorzy na raka byli nadal leczeni. Codziennie w Centrum Radioterapii Amethyst i Szpitalu im l. Rydygiera w Krakowie radioterapii poddawanych jest ok. 170 pacjentów. O wyzwaniach z tym związanych mówi dr n. med. Marcin Hetnał, dyrektor medyczny Amethystu i ordynator oddziału radioterapii.
Stowarzyszenia pacjentów i wielu onkologów alarmują, że spadła liczba pacjentów onkologicznych, kuleje diagnostyka, mniej wydawanych jest kart DiLO (Diagnostyki i Leczenia Onkologicznego). Jednak w Pana placówce nie widać zmniejszenia ruchu.
Marcin Hetnał: We wrześniu zakończyło u nas terapię ponad 300 pacjentów. W październiku 290. Pracujemy bardzo intensywnie. Jednak muszę też potwierdzić wspomniane przez Panią fakty. Wyraźny spadek liczby pacjentów odnotowaliśmy w kwietniu i maju, co było ewidentnym efektem wstrzymania funkcjonowania wielu placówek medycznych i strachu chorych przed koronawirusem. Pacjenci onkologiczni są jednak świadomi swojego stanu, dlatego po pierwszym szoku, większość z nich wróciła na terapię. Stąd nasze obecne statystyki. Z niepokojem patrzymy jednak w przyszłość, ponieważ obecne wzrosty zachorowań na covid-19, mogą znowu wpływać na skuteczność leczenia onkologicznego. Problemy z diagnostyką, zamykane oddziały szpitalne, niedoskonałość telekonsultacji w poradniach, przesuwane terminy planowanych zabiegów, niedobory personelu, lęk chorych za chwilę spowodują kolejny spadek pacjentów onkologicznych w trakcie terapii.
Opóźnienie leczenia w przypadku raka może mieć katastrofalne skutki.
M.H.: Opóźnienie momentu rozpoczęcia leczenia zwiększa ryzyko śmierci nawet o kilkanaście procent. Zwiększa też długość i uciążliwość terapii. W przypadku szybko rosnących guzów m.in. ulokowanych w okolicach głowy i szyi, płuc, szyjki macicy liczy się wręcz każdy dzień. Z tych powodów, p
Czy covid-19 miał jakiś wpływ na stosowane terapie? Jak dzisiaj leczycie?
M.H.: Radioterapia nie zmieniła się, ale obecnie inaczej podchodzimy do czasu terapii i w inny sposób ustalamy priorytety. Przede wszystkim stawiamy na krótsze schematy frakcjonowania umożliwiające dostarczenie odpowiedniej dawki promieniowania w krótszym czasie. To zwiększa bezpieczeństwo pacjenta, który krócej przebywa w placówce medycznej, mniej będzie się przemieszczał, więc możliwości zarażenia są minimalizowane. Np. w przypadku raka piersi stosujemy teraz zwykle schematy 3-tygodniowe zamiast 5-tygodniowych. W niektórych sytuacjach wybieramy odroczenie inwazyjnego zabiegu (dotyczy to brachyterapii, gdy źródło promieniowania umieszcza się w guzie lub jego okolicy), zmieniając kolejność stosowanych metod terapeutycznych. Może to dotyczyć np. pacjentów z nowotworem prostaty z grupy niskiego ryzyka. Wszelkie te modyfikacje są z zgodne obowiązujący procedurami medycznymi i są dla pacjentów bezpieczne. Epidemia koronawirusa wymusiła na nas jeszcze większą elastyczność i doprowadziła do jeszcze głębszego zindywidualizowania leczenia. Każdy przypadek rozpatrujemy odrębnie.
Epidemia spowodowała rozpowszechnienie się w medycynie teleporad. Na ile ta metoda sprawdza się w onkologii?
M.H.: Już w marcu część tradycyjnych wizyt kontrolnych zastąpiliśmy telefonicznymi konsultacjami. Stanowią dużą wygodę dla pacjentów, którzy nie muszą dojeżdżać komunikacją miejską, kontaktować się z innymi ludźmi, mogą zachować bezpieczny dystans społeczny. Jednak po blisko dziewięciu miesiącach doświadczeń, wiemy też, że teleporady w onkologii mogą stanowić zaledwie ułamek naszych kontaktów z pacjentami. Wizyta pierwszorazowa i kontrola przed rozpoczęciem terapii bezwzględnie wymagają bezpośredniego kontaktu. W trakcie radioterapii w wielu przypadkach nowotworów lekarz też potrzebuje zobaczyć pacjenta. Za to teleporady dobrze sprawdzają się jako wizyty kontrolne u pacjentów po leczeniu radykalnym.
Co dzieje się, gdy pacjent onkologiczny zachoruje na covid-19?
M.H.: Tak jak każda inna osoba, musi poddać się kwarantannie, a w przypadku wystąpienia objawów być pod kontrolą lekarza. Z perspektywy radioterapii to trudny moment, ponieważ w wielu przypadkach wymaga przerwania leczenia. Od początku wybuchu epidemii zdarzyło się to u nas kilkanaście razy. Po zakończeniu choroby wznawiamy radioterapię. W naszym centrum leczymy już kilkunastu ozdrowieńców. Są jednak przypadki bezobjawowe ,w których zachodzi konieczność kontynuacji leczenia nowotworu ze względu na jego szybki wzrost. Jesteśmy gotowi na taką ewentualność. Te miesiące walki z epidemią spowodowały, że nauczyliśmy się z nią żyć. Zarówno nasz personel medyczny, jak i pacjenci przywykli do reżimu sanitarnego. Mamy świadomość, że każdy z nas może zachorować, dlatego stosujemy wszystkie potrzebne zabezpieczenia, umiejętnie rotujemy personel. Dotąd te metody okazywały się skuteczne. Cały czas leczymy.